Potrzebuję poukładać sobie w głowie świat na nowo.
Zweryfikować swoje poglądy, poszeregować myśli. Zastanowić się – po co,
dlaczego, jak? Co jeszcze jest moje, a co już nie? Do czego dorosłam, z czego
wyrosłam? Co zostało?
Czuję presję, że powinnam zająć stanowisko, mieć zdanie.
Wiedzieć, być pewną. Umieć odróżniać dobro od zła, nauczyć się argumentować.
Czytam więc książki, artykuły, myśli innych ludzi. Starszych, mądrzejszych,
różnie doświadczonych. Obserwuję swoje reakcje. Czasem przygryzam wargę, innym
razem kiwam głową z aprobatą. Czasem wzbiera we mnie złość. Zastanawiam się
„jak można tak myśleć? Jak można tak mówić?”, a może oni myślą tak o mnie? Może
oni też się dziwią, że katoliczka i takie rzeczy? Tak, jak ja się dziwię, że
katolicy i takie rzeczy. I dziwimy się sobie nawzajem, jakby w tym Kościele
powszechnym nie było miejsca na moje i ich, na ich i moje, na nas wszystkich
patrzenie na świat. Jakby poglądy mogły być tylko jedne, konkretne. Jakby ktoś
z góry ustalał jak trzeba myśleć i co mówić. Są ludzie, którzy słysząc, jakie
gazety czytam i kogo słucham, z politowaniem kiwają głowami mówiąc „ach tak, Ty
z tego obozu”, jakby to sprawiało, że rozmowa ze mną z góry skazana jest na
porażkę. Bo ja wiem swoje i nie da się mnie przekonać. Ale ja też patrząc na
niektórych, myślę „ach tak, skoro mówisz takie rzeczy, to nie ma sensu zaczynać
dialogu”. Bardzo podoba mi się, co na temat dialogu i prawdy pisze ksiądz Tomas
Halik. Między innymi „Gdyby partnerzy dialogu zrezygnowali z możliwości
przekroczenia horyzontu swojej ‘subiektywnej prawdy’ (ewentualnie subiektywnych
prawd), znaczyłoby to, że zapomnieli o głównym sensie i celu dialogu.” (Przenikanie światów) No ale to Tomas
Halik…wiadomo.
Mam w sobie dużą potrzebę nazywania, określania. Jakoś
łatwiej mi z tym żyć. Jednak nieraz zastanawiam się, o ile łatwiej mogłoby nam
się rozmawiać, gdybyśmy pozbyli się wszystkich etykiet, które sobie
przyklejamy. Może wtedy wreszcie przestałabym być „lewaczką” i nie musiała
udowadniać, że naprawdę wierzę w Boga, w którego wierzą wierni Kościoła
Katolickiego. Tego Kościoła, którego cały czas jestem częścią, choć nie zawsze się
z tego cieszę...