Rok temu czułam, że 2016 nie był taki fajowy na próżno. Przeczuwałam, że kolejny będzie trudny, ale nie spodziewałam się, że aż tak i, że zaatakuje mnie w takich sferach. Myślałam, że i tak dam sobie radę, bo przecież Bóg mnie nie zostawi.
Nie pomyślałam, że to ja zostawię Jego.

Cieszę się, że ten rok już się skończył, bo jestem nim koszmarnie zmęczona. Był ciężki. Zniszczył mnie psychicznie. Mam go dość.
Ale, żeby nie było tak depresyjnie, dobro też się działo. W różnym natężeniu, jednak spróbujmy podsumować!
Zrobiłam tatuaż! Taki ogromny, że wiele osób mnie pytało, czy codziennie rysuję go sobie długopisem. Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. 
Dostałam kosza. Bardzo pouczające doświadczenie. Zakochałam się w filmie "La la land", byłam na nim w kinie dwukrotnie, a w przeciągu całego roku obejrzałam go... co najmniej kilkanaście razy. Soundtrack mnie zachwycił. Ogólnie dla mnie film numer jeden obok "Śniadania u Tiffany'ego" i "Dumy i uprzedzenia", także naprawdę coś.
Kumpela uszyła mi w dwa tygodnie przepiękną sukienkę, kontaktując się ze mną jedynie przez videorozmowę na gmailu. Potem poszłam w niej na świetną imprezę. W ogóle byłam w tym roku na samych fajnych imprezach, wszystkich policyjnych. Czadowe wspomnienia. Skoro już jesteśmy przy policji - skończyłam staż i przekonałam się jak wiele osób, z którymi tam pracowałam, dobrze o mnie myśli. To niesamowicie budujące. Zakochałam się w książkach Harlana Cobena. Tak, tak, zakochałam się już chyba w 2016 roku, ale w minionym pogłębiłam moją miłość do niego, że ho ho.
Zostałam ciocią po raz trzeci! Urodził mi się przewspaniały siostrzeniec :)
Pojechałam z Heheszką w Bieszczady, żeby złapać trochę dystansu do życia. Leżałyśmy w trawie, gadałyśmy, moczyłyśmy stopy w strumyku i dużo się śmiałyśmy. Połoninka oczywiście zaliczona, żeby nie było, że nic. Było cudnie. Pojechałam do Trójmiasta! 
Spacerowałam po plaży, zjadłam ciasto marchewkowe w "Zaścianku" i dowiedziałam się, że w Gdańsku mają szkołę stepowania. Kolejny argument mówiący, że Trójmiasto to jest właśnie TO.
Byłam na kilku fajnych koncertach. Poznałam nowe świetne kawałki, od których nie umiem i nie chcę się uwolnić. Zdobyłam najnowszą płytę Mikromusic z autografami. Jestem nią zachwycona.
Skończyłam 26 lat. Odkryłam, co chcę robić w życiu. 
Próbowałam przebrnąć przez najnowszy sezon Twin Peaks. Nie udało się.
Znalazłam pracę w zawodzie. Zdobyłam jakieś tam doświadczenie. Przekonałam się, że nadaję się do pracy z dziećmi i, że dzieci mnie lubią. Wbrew wmawianiu mi przez przełożonych, że jestem niekompetentna, uświadomiłam sobie, że całkiem dobry ze mnie pedagog. Poznałam bardzo wartościowych ludzi. I, choć swoją kilkumiesięczną pracę wspominam kiepsko, to właśnie dzieciaki, z którymi spędzałam dużo czasu i wspaniali, bardzo wspierający współpracownicy sprawiają, że te złe chwile powoli odchodzą w niepamięć.
Zaczęłam pisać listy! Niesamowicie mnie to cieszy.
Trzy razy miałam anginę, w tym jedną naprawdę hardcorową. W ogóle miałam jakieś kosmiczne problemy zdrowotne, które w większości okazały się być źle zdiagnozowane.
Kilka razy myślałam, że umieram.
Nie umarłam.

Pojechałam na basen!!! Dla mnie to też jest szok. Widocznie byłam już tak zmasakrowana, że każdy sposób wyluzowania się wydawał mi się dobry. Nie żałuję, było super.
W minionym roku weszłam w wiele relacji. Różnych. Były trudne, łatwiejsze, przyjemne i takie, które niemal codziennie powodowały płacz i ściskanie żołądka ze stresu. Zobaczyłam, usłyszałam i doświadczyłam rzeczy, z którymi nigdy nie chciałabym mieć nic wspólnego. Niektóre z nich jednak wiele mnie nauczyły. Pokazały mi, że niczego nie można być pewnym, że do tej pory byłam zbyt śmiała w ocenach, że nigdy nie wiemy, jak się zachowamy w konkretnej sytuacji. Zauważyłam, czego potrzebuję i jak bardzo potrafię zaskoczyć samą siebie.
Mama życzyła mi w święta, żeby nie bolały mnie plecy, żebym nie miała kataru i, żebym nie budziła się przymulona. Wspominałam już, że mam 26 lat...?

Było mi źle w tym roku, nic nie poradzę. Niewygodnie mi było. Na dodatek przestałam słuchać Trójki, bo czasem po prostu się nie da... na szczęście początek roku zawsze ten sam, zawsze wspaniały, zawsze z Trójką, zawsze z Topem Wszech Czasów.

Będzie lepszy? Nie wiem.

Na razie od dziś znów jestem bezrobotna i, wiecie co? Planuję spać, jeść i czytać książki, a pod koniec stycznia pojechać do Zakopanego.

Życzę sobie zdecydowanie więcej uśmiechu w nowym roku.

A Wam tego, czego najbardziej brakowało Wam w minionym. Niechże się wreszcie wyrówna!


KRÓLewna

6 komentarzy:

  1. Jeśli dowiedziałaś się co chcesz robić w życiu to był to bardzo owocny rok!!!
    Niestety dla mnie też ciężki... oby 2018 był lepszy.
    Dużo dobra i miłości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Też mam nadzieję, że będzie lepszy, wszystkim tego życzę! :)

      Usuń
  2. Lepszego roku Królewno ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy wpis? :-) wena weną, ale kwartał już za nami!

    OdpowiedzUsuń
  4. Włóczykij Kwantowy10 maja 2018 22:06

    :)

    OdpowiedzUsuń