Oglądaliście kiedyś Doktora House'a?
Główny bohater twierdził, że wszyscy kłamią.
Był to w zasadzie motyw przewodni całego serialu, który sprawdzał się w niemal każdym odcinku.
Tylko, czy w życiu też tak jest?

Na potrzeby tego wpisu muszę tu uczynić osobiste, szczere wyznanie: w dzieciństwie byłam patologiczną kłamczuchą. Kłamałam notorycznie, nie tylko wtedy, gdy mogło mi to przynieść korzyść. Tak mocno weszło mi to w krew, że często odruchowo na wszelkie pytania odpowiadałam niezgodnie z prawdą. Nawet, gdy nic na tym nie zyskałam i równie dobrze mogłabym powiedzieć prawdę.
Tylko, że ja nie umiałam mówić prawdy.

W tym miejscu trochę się pochwalę - wierzcie mi, lub nie - jestem całkiem niezłym obserwatorem. I byłam nim odkąd pamiętam.
Obserwowałam więc otaczającą mnie zewsząd rzeczywistość i wyciągałam wnioski.
Pierwszy był taki, że trzeba kłamać. Jest to absolutnie konieczne, jeśli chcę przetrwać. Moje życie wewnętrzne było dość bogate i chcąc ocalić własną indywidualność nie miałam wyboru. Kłamstwo zaczęło się więc pojawiać na każdym kroku.
Wniosek drugi dotarł do mnie trochę później. I dopiero teraz, jako dorosła, w miarę dojrzała kobieta, uświadamiam sobie jak ogromny miał na mnie wpływ. "Po co mówić dorosłym prawdę, skoro i tak nie uwierzą?"

Tutaj jest właśnie problem nas - ludzi odpowiedzialnych za dzieci. Bez względu na to, czy jesteś nauczycielem, ciocią, mamą, czy kimkolwiek innym - Twoje zachowanie i Twoje słowa są dla dziecka konkretnym komunikatem, mimo, że czasem nie zdajesz sobie z tego sprawy. 

Kiedy dziecko mówi "nie lubię chodzić na basen", a Ty odpowiadasz "nie NIE LUBISZ, tylko ci się NIE CHCE" to jaki komunikat wysyłasz dziecku?
"Nie interesuje mnie jaka jest prawda. Ja myślę, że ci się nie chce i nie ma dla mnie znaczenia co ty czujesz. Jesteś tylko dzieckiem. Nie masz nic do powiedzenia. JA WIEM LEPIEJ."

Ostro, prawda?

Ile razy jako dziecko słyszałaś od dorosłych "ja wiem lepiej"? Ile razy wzbierała w Tobie złość, bo czułaś niezgodę na tak niesprawiedliwe traktowanie? Ile razy coś tłumaczyłaś dorosłym, a oni nie chcieli Ci uwierzyć?
Ile razy pomyślałeś, że to co czujesz nie ma żadnego znaczenia, bo jesteś "tylko" dzieckiem?
A może nikt wcale nie powiedział Ci tego wprost. Może wystarczyło właśnie, że ktoś nie zaakceptował tego, co czujesz, co myślisz, z czym się zmagasz.
Może wystarczy, że nikt nie był faktycznie zainteresowany poznaniem prawdy.
Może nauczyłeś się przytakiwać, żeby mieć spokój, wiedząc, że "dialog" jest niemożliwy, a "dyskusja" niczego nie zmieni?
A może bałeś się powiedzieć prawdę, może się tego wstydziłeś, bo nie spotkałeś w swoim życiu żadnego dorosłego, któremu mógłbyś naprawdę zaufać?

Kłamstwo przychodziło mi łatwo, ale niech Was to nie zwiedzie. Nie myślcie, że dobrze mi się z tym żyło. To jest trochę jak z nałogiem. Miałam ogromne wyrzuty sumienia i wylewałam morze łez, ale nie potrafiłam przestać. Czułam, że jestem najgorszą przyjaciółką, najgorszą siostrą, najgorszą córką... Bardzo ciężko było mi znieść samą siebie. 
A miałam wtedy 11, 12, 13 lat...

Przeszłam bardzo długą i trudną drogę, żeby nauczyć się mówić prawdę głośno i wyraźnie, żeby bronić swojego zdania i nie dać się stłamsić.

Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie zapomnę jak to jest być dzieckiem.
Nie zapomniałam.

Każdy z nas ma wpływ na to, jaki komunikat przekazuje dziecku, z którym przebywa. Wystarczy odrobina wrażliwości na drugiego człowieka.

Tak. Dziecko to też drugi człowiek.


KRÓLewna

Brak komentarzy