…czyli relacja z Trójmiasta!
Spełnianie niektórych marzeń wcale nie musi być takie
trudne, o czym przekonałam się w przeciągu ostatniego miesiąca. Po pierwsze
założyłam bloga, na którym piszę, co tylko mi wpadnie do głowy, a po drugie
nareszcie wybrałam się do Trójmiasta!
Wraz z Heheszką zamieszkałyśmy przez kilka dni u mojego „Old
Love” (któremu jeszcze raz ogromnie dziękuję za udostępnienie kluczy :D) i
mogłyśmy szaleć do woli ;)
Szczerze mówiąc, nie kręcą nas zabytki, jednak zdjęć cała
masa wylądowała na moim dysku. Bardziej natomiast skupiłyśmy się na tym, co
najlepsze, czyli na…
JEDZENIU!
Pierwszego
dnia, po przyjeździe, postanowiłyśmy odwiedzić rynek Gdańska (nasze centrum
dowodzenia mieściło się w Gdańsku Wrzeszczu – okazuje się, że nazwa pochodzi od
wrzosów, które tam kiedyś rosły w ogromnych ilościach, chociaż nam bardziej
kojarzyła się z krzykiem, więc wrzeszczałyśmy „Gdaaańsk!” po usłyszeniu
polecenia „Gdańsk Wrzeszcz” w SKM). Ruszyłyśmy więc, głodne i wykończone i tuż
po opuszczeniu dworca w Gdańsku Głównym, natknęłyśmy się na budkę o nazwie
„Pasta z Trójmiasta".
Różne
rodzaje makaronów z sosami do wyboru (my pochłonęłyśmy spaghetti z sosem
serowo-pieczarkowym) za jedyne 6 zł. Porcja, którą spokojnie się najadłyśmy,
naprawdę dobra, a sama budka, czy właściwie samochód (szczerze, nie pamiętam,
ale chyba jednak była to budka mobilna), udekorowany drewnianymi koszyczkami i
świeżymi ziołami. Aż chce się tam kupować :)
Następnego
dnia uderzyłyśmy do Sopotu ! Molo
za darmoszkę, bo już po sezonie, widoki piękne, a „Cafe Zaścianek” to jedno z
najbardziej klimatycznych miejsc, w jakim kiedykolwiek byłam. Piernikowa kawa
(dla Heheszki) i gorąca czekolada (dla mnie):
rozgrzały
nasze przemarznięte dłonie, a rozglądając się zauważyłam, że to miejsce ma w
sobie coś Trójkowego. Regulując
rachunek, zobaczyłam leżącą na ladzie Trójkowo-Sopocką płytę, a pani, która
mnie obsługiwała, wyjaśniła, co na niej nagrano. Odpowiedziałam, że kusi mnie
wszystko, co Trójkowe, a ona zaskoczyła mnie stwierdzeniem „Mam coś dla pani!”,
po czym wyjęła z woreczka takie cudo:
(już ostatnia! :))
W
Sopocie nie mogłyśmy ominąć również Naleśnikarni „Cuda wianki”, w której porcje
zdecydowanie mogą uchodzić za DUŻE. No i zakochałam się w tamtejszych
poduszkach <3
Niedzielę
spędziłyśmy nad morzem
zbierając
muszelki
i
pijąc herbatkę z pigwą w miejscu, w którym nawalonym i nielatom nie sprzedaje
się alkoholu ;)
Ale
zanim tam dotarłyśmy…
…natknęłyśmy
się na budkę, której nazwy nie znamy i, mimo prośby PPS (Przystojnego Pana
Sprzedawcy), u którego kupiłyśmy muffinkę i kawę za 5zł (taka promocja!!!), nie
możemy zalajkować jego strony na fb :(
Heheszka jednak stwierdziła, że mogłaby związać się z nim
węzłem małżeńskim (!). Przystojny Panie Sprzedawco – to nie lada wyróżnienie!
Późnym popołudniem Heheszka wypiła dużego grzańca u
Józefa K.
...a ja poszłam na mszę do pięknego, ogromnego kościoła z
cegły, w którym proboszcz miał głos jak lektor filmowy, a do tego mówił z
sensem.
Wygłodniałe jak wilczyce rzuciłyśmy się w końcu na jedzenie
w „Original Burger”, w którym akurat… zabrakło bułek i nie mogłyśmy zjeść
burgerów. Opędzlowałam natomiast przepyszny zestaw: frytki, sałatka, surówka i
chrupiący kotlet łososiowo-groszkowo-ziemniaczany w złocistej panierce :D mam
nadzieję, że wybaczycie mi brak zdjęcia, nie przywykłam do fotografowania
jedzenia zwłaszcza będąc, boleśnie aż, głodną.
Poniedziałek
rozpoczęłyśmy od śniadania w dzielnicy Gdańsk Wrzeszcz (Gdaaańsk!) w „Avocado”
– bardzo przyjemnej, vegańskiej knajpce/restauracji (?).
Mimo,
że nasze ciała odmawiały posłuszeństwa po tak wypasionym posiłku...
...nie
mogłyśmy się oprzeć wizycie u PPS i muffince oraz kawie z jego budki:
Po
takim poranku dzień musiał się udać ;) zwłaszcza, że tak naprawdę dopiero wtedy
zobaczyłam Gdańsk w trakcie dnia.
Wieczorem odwiedziłyśmy jeszcze "Pierożka" w Gdyni.
Są takie chwile, kiedy czuję się szczęśliwa, tak po prostu.
Nie muszę robić nic wystrzałowego, wystarczy, że jestem w określonym miejscu,
że patrzę na morze i słucham szumu fal…tak, zdecydowanie chciałabym kiedyś
zamieszkać w Trójmieście…
Pozdrawiam Was, marząc o szybkim powrocie w tamte strony! ;)
KRÓLewna
PPS? :> a zdjęcie gdzie??? "Heheszka i zamążpójście" no no, aż zapiszę to w kalendarzu, jako wydarzenie roku :P
OdpowiedzUsuńNo niestety nie udało nam się zrobić zdjęcia PPS :( ale mamy go w pamięci <3
Usuń