"Uważaj, bo możesz zmarnować bardzo fajne życie."


Zmienię szkołę, miasto i otoczenie - dzięki temu zacznę naprawdę żyć. Nie, jak pójdę na studia i zacznę uczyć się tego, co mnie interesuje – wtedy będę szczęśliwa. Imprezy, wyjazdy, chłopaki – zacznie się życie. O, jak znajdę chłopaka! Tak, jak będę mieć chłopaka, wtedy na pewno poczuję szczęście!
Nie, Przyjaciółko. Szczęścia nie da Ci ani nowa para butów ani przeprowadzka. Ani piękna torebka, ani wpatrzony w Ciebie chłopiec. 

Skąd w ogóle wzięło się w nas (głównie kobietach) przekonanie, że tylko będąc w związku możemy czuć się spełnione? Że tylko gdy idący obok nas facet trzyma nas za rękę to jesteśmy coś warte? Większość dziewczyn ma coś takiego, że swoje szczęście, samopoczucie, nastrój i poczucie własnej wartości uzależnia właśnie od tego – czy jest w związku. A jeśli nie to co, gorsza jest? Nie jest! I wcale nie będzie lepsza jak już tego swojego księcia z bajki usidli. Ale nam się marzy zdobywanie, obsypywanie kwiatami i otwieranie drzwi do samochodu, bo takie głupotki pozwalają nam być kobietami (okej, przyznaję, sama je lubię i zwracam na nie uwagę). To jednak nie znaczy, że każdą wolną chwilę, nie będąc w związku, mamy spędzać na snuciu planu i zastanawianiu się, co zrobić i gdzie iść, żeby spotkać tego jedynego. Może ten czas, gdy kobieta akurat nie jest w związku, warto poświęcić na coś, co sprawia nam przyjemność, na jakiś rozwój swoich zainteresowań i samych siebie? Podoba mi się podejście mojej kumpeli, choć uważam, że trochę przesadza, bo broni się rękami i nogami od jakichkolwiek związków, ale uważa, że w tym wieku (zacne 22 lata) ma idealne warunki do tego, żeby chodzić na kursy, kształcić się, inwestować w siebie, poznawać ciekawych ludzi i podróżować (właśnie jest w Paryżu cwaniara. Tak, też się zastanawiam dlaczego mnie tam z nią nie ma.). Inna kumpela jest na stażu w Belgii – jakiś czas temu pojechała tam na wymianę studencką, spodobało jej się i wróciła. I nie ma parcia na związki – czerpie przyjemność z każdej chwili swojego życia.

Uwielbiam tekst z filmu „Jedz, módl się, kochaj”, uderzający celnością: „Chcesz wiedzieć jak żyć? Przestań wreszcie na coś czekać.” Kurde, jakież to proste i jakież prawdziwe!
A ja przechodzę sobie przez kolejne etapy z uczuciem, że już za chwilę, za sekundę, jedną uliczkę dalej – spotka mnie coś, dzięki czemu odmieni się moje życie. Dzięki czemu poczuję, że żyję. Dzięki czemu zacznę żyć.
I zmieniam otoczenie, studiuję, imprezuję, zwiedzam i jestem w związku… ale co z tego? Pokazuje mi to jedynie za każdym razem sens powiedzenia „trawa zawsze jest bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma”. Szczęście nigdy nie będzie zależało od czynników zewnętrznych – chcesz być szczęśliwa? Bądź! To Twoja decyzja. Podejmujesz ją codziennie rano po przebudzeniu, kiedy zamiast ucieszyć się nowym dniem, zastanawiasz się czy w ogóle warto otwierać oczy.

Podejrzewam, że większość z nas miewa doły. Ja też, ostatni zdarzył się nawet dość niedawno bo kilka dni temu. Próbowałam się zmotywować do czegokolwiek, oglądając wywiady Łukasza Jakóbiaka. Mniej więcej w połowie butelki wina (przerażające…) napisałam do niego desperackiego maila o tym, że istnieją dwie grupy ludzi – ci, którzy osiągają to, czego chcą i ci, którzy tego nie osiągają (bo im los nie sprzyja…a tak naprawdę, bo nie mają dosyć odwagi czy determinacji, żeby sięgnąć po to, o czym marzą). Jakież było moje zaskoczenie, gdy przyszła odpowiedź o treści „podaj mi swój numer”. Efektem naszej telefonicznej rozmowy jest ten post, bo właśnie po niej zaczęłam się tak naprawdę zastanawiać nad tym, w jakim miejscu jestem i co właściwie robię.

 „Ł: -Co lubisz robić?
W: -Pisać.
Ł: -To pisz.
W: -Ale po co skoro i tak nikt tego nie czyta?
Ł: -Bo to lubisz.”
Takie to przecież proste.

Przyznam Wam się do czegoś – przez jakiś czas leczyłam się na depresję. Całymi dniami leżałam w łóżku, nie jeździłam na zajęcia, nie spotykałam się ze znajomymi, a największym wyzwaniem było zrobienie sobie kanapki. W rezultacie często rezygnowałam z jedzenia i w pewnym momencie przestałam już czuć smaki i zapachy. Dlaczego? Nie wiem.
Jeśli umiera ktoś bliski – masz żałobę i mniej więcej rok, żeby sobie z nią spokojnie poradzić. Jeśli coś nieustannie zaprząta Twoje myśli – masz problem, który po prostu trzeba rozwiązać. Jeśli przez dwa tygodnie nie wstajesz z łóżka mimo obowiązków, które powinieneś spełnić i dzieje się to bez konkretnego powodu – możesz mieć depresję i powinieneś pójść do lekarza.
Leki przestały być już stałym elementem mojego dnia, terapia jeszcze pozostała, a ja…ciągle jakby w zawieszeniu z uciążliwą myślą „co mam zrobić ze swoim życiem?”

Żyj, Werka. W tym miejscu i w tym momencie, właśnie teraz. Całym ciałem wciągaj powietrze, całymi stopami spróbuj poczuć podłogę, wsłuchaj się w każdy szmer, w tykanie zegara, w stukanie palców na klawiaturze. Celebruj tę chwilę. Całą sobą uciesz się z tego, że jesteś właśnie tutaj – w swoim pokoju i robisz to, co sprawia Ci przyjemność – piszesz.
Powtarzaj to w każdym miejscu. W każdym czasie. 

Bądź. Trwaj. Żyj.

Może to jest rozwiązanie…?



Pozdrawiam Was gorąco,
KRÓLewna

Brak komentarzy