Coś niesamowitego do mnie dotarło. Kiedyś ktoś bardzo dla mnie ważny powiedział mi, że jestem niespójna. Pierwszą reakcją była niezgoda, bo to przecież nieprawda, jestem bardzo spójna, jestem chrześcijanką, staram się być dobrym człowiekiem, a przede wszystkim "sex only po ślubie" - nie ma nic bardziej spójnego niż ja!
Spokojnie, ta notka nie będzie o pozamałżeńskim seksie i mojej teorii na ten temat.
Dlaczego za wszelką cenę wmawiam sobie, że się z czymś zgadzam, albo, że jest inaczej niż jest w rzeczywistości?
Taki głupi przykład: mniej więcej do 12 miałam fatalny dzień. Potem humor mi się poprawił a ja, jakbym chciała zostać w tym swoim smutku bo przecież jak to tak, żebym nagle zrobiła się weselsza bez powodu, dziwne.
No dziwne. Co z tego?
Mam swoje poglądy ogólnie znane ale jestem flirciarą - nie da się temu zaprzeczyć. Moja siostra nazywa to "strzelaniem oczami". Mówiła nieraz "ale strzelasz oczami, no no". No i taka jestem właśnie, że mimo swoich poglądów lubię strzelać oczami.
Uwielbiam się wygłupiać ale w środku jestem bardzo smutna. Mam, myślę, całkiem niezłe poczucie humoru i wiele mnie śmieszy ale to nie zmienia faktu, że choruję na depresję.Podobno jestem inteligentna ale na wielu rzeczach takich życiowych się nie znam (rachunki) i o wielu nie mam pojęcia (ubezpieczenia).
Jestem niespójna. Ale czy chodzi o to, żeby za wszelką cenę być spójną całością, czy o to, żeby być jednak po prostu sobą?
A tu kawałek który zawładnął moim sercem chociaż jestem fanką pokoju (niespójności <3):
KRÓLewna
Brak komentarzy