Chłodny wrześniowy wieczór, gwieździste niebo, tajemniczy park i trzymający za rękę chłopak, dla którego zrobiłabym wtedy wszystko. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się, po czym skierował oczy ku niebu i wyszeptał "...ale tu romantycznie...".
-Straszna tandeta - odpowiedziałam krótko.


Jeśli mam być szczera, dla mnie to faktycznie było tandetne. "Ale tu romantycznie, gwiazdy świecą..." - czy jakieś kobiety na to lecą? Gwiazdy często świecą ale w oświetlonym otoczeniu to akurat za bardzo romantyzmem nie trąca. W Bieszczadach to gwiazdy mogą być romantyczne, kiedy całe niebo jest nimi zroszone. Z resztą góry generalnie są romantyczne. Wyobraźcie sobie, dziewczyny, że ledwo idziecie na ten szczyt, w końcu Wasza stopa mija ostatni kamień i całe spocone, czerwone na twarzy, z przyklejoną do czoła grzywką, sapiąc, patrzycie na piękny krajobraz, a do tego wszystkiego Wasz mężczyzna przytula Was mocno, nie zważając na pot i mówi, że jesteście najpiękniejsze na świecie (to się chyba zdarza, nie?). To dopiero romantyczne! Albo romantyzm poziom hard - zatrułyście się czymś (ja nie mówię tutaj o ostrej imprezie i zatruciu alkoholem), a Wasz partner trzyma Wasze włosy, gdy lądujecie twarzą w kiblu. Albo pisanie listów! Dostawałam od jednego chłopaka listy - to było wyjątkowo romantyczne. Kiedyś nawet przysłał mi płatki róż, bo nie wiedział, kiedy będzie mógł dać mi je osobiście. Notabene ten sam chłopak przyniósł mi w końcu kwiaty, a ja, zamiast podziękować, zapytałam tylko "chcesz mnie za coś przeprosić?". Nie jestem z tego dumna. To wskazuje na fakt, jak bardzo nie potrafię się zachować w romantycznych okolicznościach. Z reguły rzucam wtedy jakieś głupie hasło. Tak samo było, gdy ten chłopak od "ale tu romantycznie" wreszcie mnie pierwszy raz pocałował - nie pamiętam już co wtedy powiedziałam, ale wiem, że to było strasznie głupie.
Zastanawiałam się ostatnio nad tym, czy jest coś, w czym jestem naprawdę dobra. Owszem, jest. Świetnie potrafię zepsuć romantyczną chwilę. Ale co mam zrobić, skoro nie potrafię patrzeć na faceta maślanymi oczami? (tzn. potrafię ale tylko pod warunkiem, że on tego nie widzi). Najłatwiej wtedy rzucić coś, co zepsuje nastrój.
Widziałam kiedyś taką scenę - starsza pani siedziała na krześle na balkonie, a jej Ktoś rozczesywał jej włosy. Zakochałam się w tym ujmującym widoku. Wychodzi więc na to, że dla mnie romantyzm to po prostu dbanie o drugą osobę. Romantyczne jest również dawanie kwiatów - chyba dojrzewam do bycia kobietą, bo dostawanie kwiatów zaczęło mi sprawiać ogromną przyjemność (akurat w momencie gdy nie ma nikogo, kto mógłby mi je dawać, na szczęście w ogrodzie mam ich sporo!). Moja przyjaciółka stwierdziła jednak, że "kwiatki to ich zasrany obowiązek!" - ostro ale treściwie.
Widzicie, żyjemy w czasach, w których dawanie kwiatów, pisanie listów, otwieranie drzwi do samochodu i zwykłe przytulanie podczas burzy zamiast dobierania się bo coś trzeba robić po ciemku, jest przejawem romantyzmu, a nie czymś normalnym. Absolutnie nie chcę generalizować, po prostu ja mam akurat takie doświadczenia. Najpierw chłopak jest w stanie przejechać 300km, żeby tylko być z Tobą trochę dłużej, a dwa miesiące później nie opłaca mu się w ogóle przyjechać, bo może w tym czasie robić milion innych rzeczy. Każdy ma jakieś doświadczenia. Mogę więc mówić tylko za siebie, bo pewnie dla każdego romantyzm ma inne oblicze.

Kiedyś założyłam sukienkę zapiętą pod szyję na guziczki, ze stójką i z długim rękawem, a koleżanka mówi "rozepnij te guziczki, będzie seksownie". Usłyszał to mój kolega i stwierdził, że ona tak naprawdę nie może wiedzieć co jest seksowne dla facetów. Poradził, żebym nie rozpinała guziczków. Widzicie? Dla każdego coś zupełnie innego.

KRÓLewna


Brak komentarzy