Jakieś postanowienia na 2016 rok? Mniej chipsów i alkoholu, więcej rozciągania, brzuszków i częstsze stawanie na wagę? Koniec z kawą i późnym chodzeniem spać? Znajdę miłość w 2016? Napiszę magisterkę, znajdę pracę?
Będę fajna w nowym roku?
Kiedyś właśnie w taki sposób próbowałam zapanować nad swoim, jakże wyjątkowym, życiem. Musiałam spędzić hucznego Sylwestra i obiecać sobie, że od jutra zacznę się zmieniać, że tak naprawdę wszystko się zmieni, że idzie nowe, że jak wreszcie zacznę ćwiczyć to będę fajniejsza. Że jak stanę się taka fit i w ogóle, zero śmieciowego jedzenia, życie na wysokim poziomie, nie mam prawa do porażki. To znaczy mam, ale tylko do takiej na pokaz, do której mogłabym się publicznie przyznać i byłoby to odebrane jako akt odwagi. Że tylko wtedy będę coś warta. Tylko wtedy, kiedy inni będą myśleć, że jestem taka fajna bo robię różne rzeczy, że taka ze mnie otwarta dziewczyna bo przecież mówię o tym, co mi nie wychodzi i nie wstydzę się tego.

Bo ja nie mówię o tym, czego się wstydzę, po prostu. Kto by o tym mówił? Po co sobie strzelać w kolano?

Niewątpliwie zaczęłam dojrzewać. Był to w jakimś sensie przełomowy dla mnie rok. Nie chcę mówić, że przewartościowałam swoje życie, bo to brzmi bardzo podniośle i nudno. 

Są dwa typy fajności: brudna fajność i czysta fajność. I wcale nie twierdzę, że jedna jest lepsza od drugiej. Obydwie istnieją i są uznawane za fajności w konkretnych kręgach. Czysta fajność to ta fit, a brudna to jointy, fast foody i litry alkoholu. Fajności lubią się ze sobą mieszać, co daje nam wysportowanych wielbicieli marysieńki i wieczoru z piwem przy barze w knajpie. Z reguły wolałam być fajna tą czystą fajnością, jednak okazało się, że to dla mnie za trudne. Pozostała mi więc fajność brudna, a i tak nie do końca, bo za bardzo się wszystkiego boję, więc mnie wystarczą wieczory przy piwie, kawa i drugie śniadanie w Macu i już dzięki temu mogę się przyporządkować choć trochę do brudnej fajności. Swoją drogą ta fajność zawsze mnie trochę kręciła.

No i wracając do tego dojrzewania, bo post jakoś dziwnie pogrążył się w chaosie... zaczęłam dojrzewać, bo nagle przestało mi zależeć na jakiejkolwiek fajności. Sylwestra spędziłam w swetrze u koleżanek pijąc pseudo szampana dla dzieci i oglądając TV, ale zaraz po północy wróciłam do domu bo stwierdziłam, że mam ochotę sobie posiedzieć w pokoju i poczytać książkę. 

I tak siedzę, słucham Korteza i czytam "Najgorszego człowieka na świecie" pijąc herbatę. To też trochę zalatuje wyszukaną fajnością, więc pewnie za chwilę włączę sobie "Los chce ze mną grać w pokera", bo podobno ludzie dzielą się na tych, którzy lubią disco polo i tych, którzy się do tego nie przyznają. Jeszcze nie wiem, do której grupy należę w tym temacie, ale uważam, że dobrze sobie od czasu do czasu włączyć takiego odmóżdżacza i pośpiewać z Zenonem "oo, oo, aa".

Podoba mi się to, z czym wkroczyłam w nowy rok, to wszystko, co mam w sobie, ta myśl, że dobrze mi ze sobą, że lubię siebie i nawet chyba ładniejsza się trochę zrobiłam ostatnio. I jest mi dobrze z tą moją niefajnością, z disco polo, z tym, że chciałabym kiedyś książkę napisać, i że ani jointów nie jaram, ani nie liczę kalorii. I, że jestem wolna, że Jemu powiem "Ty się tym zajmij" i On się zajmie, a ja nie muszę się niczym martwić bo i tak będzie dobrze. Bo i tak jest dobrze. Bo to ja kształtuję życie, które dostałam i mogę iść na imprezę albo nie iść. Bo jestem ładna i inteligentna, uparta i nieznośna, egoistyczna ale pełna empatii.

I jestem fajna swoją fajnością, mimo że niefajna fajnością ogólnoświatową. 

Życzę Wam w nowym roku Waszej własnej fajności, takiej, jakiej chcecie dla siebie, bez spełniania oczekiwań.
Albo nie. Nie życzę Wam tego w nowym roku.
Życzę Wam tego ZAWSZE.


KRÓLewna

2 komentarze:

  1. Kazdy jest fajny, we wlasnym sposobie fajnosci :) A ładna to faktycznie jestes, cytujac rodzicielke: "Ale ładna ta Krolewna" :)
    - Mech (czy Kamien? cholera znowu nie pamietam xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba ja byłam Mchem... z resztą, czy to ważne? ;)

      Usuń