Odkąd pamiętam fascynowały mnie historie związane z powołaniem. Nigdy nie mogłam zrozumieć jak to jest, że niektórzy słyszą te słowa "pójdź za Mną". Wielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego ja nic nie słyszę, czy głos, który jest w mojej głowie to Jego wołanie, czy tylko moje myśli? Modliłam się i złościłam wciąż pytając "Dlaczego milczysz, Boże? Nie wiem co mam robić, dlaczego do mnie nic nie mówisz?".
Znam Was. Wiem, kim jesteście, wiem, jakich mam znajomych. Znam Wasze poglądy. Jedni z Was nazywają mnie lewakiem i mówią to wprost, inni w ogóle nie chcą ze mną rozmawiać o Bogu w obawie, że wpędzę ich w jakieś wyrzuty sumienia.
Ale do każdego Bóg przychodzi w inny sposób. Jednego prosi o obronę życia nienarodzonych, drugiego o opiekę nad chorymi, a mnie...? 

Od jakiegoś czasu już wiem, czego ode mnie chce. On mi każe mówić o miłosierdziu.

Wy też dobrze mnie znacie. Zawsze zależało mi na tym, żeby wpasować się w grupę, żeby wszyscy mnie lubili i zapraszali na imprezy. 

A teraz On żąda ode mnie, żebym wśród antyklerykalnych znajomych, w kraju, w którym, według mnie, postawa katolika ma coraz mniej wspólnego z chrześcijaństwem, nazywała się katoliczką.
Żebym w ojczyźnie, za której wolność ludzie zabijali i dawali się zabić, mówiła, że ojczyzna to nie wszystko. Że bezpieczeństwo to nie wszystko. Że życie to nie wszystko. Bo ponad tym jest Ktoś, Kto jest o wiele ważniejszy od ojczyzny, bezpieczeństwa i życia. Ponad tym jest Ktoś, Kto ZAWSZE jest na pierwszym miejscu, Ktoś, kto powiedział "Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski"(Mt 5 38-48)

Zaskakujące jest, jak przerażające pragnienia wlewa nam w serca Chrystus, jak bardzo musimy umrzeć w sobie, umrzeć dla siebie, żeby móc żyć tak, jak On.

Nie ma we mnie za grosz pokory, wciąż szybko oceniam ludzi i w wielu sprawach jestem hipokrytką. Bardzo się staram zmienić siebie, ale to jest takie trudne...

Jezus był radykałem, ale nie w taki sposób, w jaki dziś pojmujemy radykalny katolicyzm. On był, On JEST radykalny w swoim miłosierdziu, jest konsekwentny. 

Nie chodzi mi o to, że Jezus powołuje mnie do czegoś wyjątkowego, absolutnie nie. To nie jest tak, że nagle zawołał "Werka, to teraz będziesz głosić maksymalne miłosierdzie wobec terrorystów i wszyscy cię znienawidzą".
Ten głos zawsze był we mnie, ale dopiero teraz go usłyszałam. A może dopiero teraz pozwoliłam go sobie usłyszeć...?

Myślę, że każdy z nas ma w sobie Jego głos. W każdym z nas Bóg mówi, każdego do czegoś powołuje, każdemu daje coś do zrobienia, coś, o co trzeba zadbać.
Skąd mam pewność, że to pragnienie, które w sobie odkryłam, pochodzi od Boga?
Nie wiem. Nie mam pewności. Ciągle pytam, szukam, gubię się. Ale na razie widzę, że On bardzo konsekwentnie mnie prowadzi. Wszystko się okaże, gdy poznamy po owocach.

Mówię dzisiaj trochę biblijnie, ale z drugiej strony jak mam mówić, gdy czytam w internetach słowa katolików, którzy piszą, że papież powinien przystopować ze swoimi lewackimi poglądami, że muzułmanie to nie ludzie, że Franciszek jest antychrystem, że umycie nóg uchodźcom to hańba i jak on śmie po tym geście przyjechać na ŚDM...?

Za czasów Chrystusa śmierć na krzyżu była hańbą.
I co zrobił Jezus z krzyżem?
Wziął i na nim umarł.

Nie trzeba mi nic więcej.


Zaśpiewajmy w niedzielę głośno "Alleluja!" - ale tak, żeby usłyszały również nasze serca, nie tylko uszy.


KRÓLewna

Brak komentarzy