"Wpisz mnie na listę", "podpisz się za mnie", "załatwisz sobie zwolnienie", "wypełnij mi kilka ankiet", "coś tam naściemniasz i będzie" - znacie te teksty?
Ja też znam.



Myślę, że zna je każdy student, a może nie tylko. Czy kłamstwo lub oszustwo, które teoretycznie nikomu nie robi krzywdy, jest czymś złym? Czasem, dla lepszego samopoczucia, nazywamy to "niemówieniem całej prawdy", "koloryzowaniem", ale nie "kłamstwem" - to słowo za ostro brzmi.
Przez wiele lat oczywiście robiłam to samo - kazałam się wpisać na listę, przepisywałam zadania, tworzyłam gotowce, na egzaminach lub sprawdzianach preferowałam "pracę grupową" (ze ściąg rzadko korzystałam, bo zwyczajnie nie umiałam tego robić) i nie widziałam w tym nic zdrożnego. Generalnie kłamałam jak najęta, wręcz patologicznie: żeby lepiej przed kimś wypaść, albo, żeby uniknąć przykrych konsekwencji. Ja - od gimnazjum (z przerwami) zagorzała chrześcijanka.

Sporo się modliłam o to, żeby umieć być prawdziwą katoliczką, taką na 100%. Właściwie niedawno podjęłam decyzję, że chcę żyć zgodnie z Ewangelią, bez względu na konsekwencje. Świadomość swoich ogromnych słabości nie pozwoliła mi uwierzyć, że jestem w stanie to zrobić, więc modliłam się jeszcze więcej o siłę i determinację. 

Udało się. 

Konkretniej udało się to, że zaczęłam zauważać takie "głupoty" i nazywać je po imieniu. Jeśli coś jest oszustwem, to jest oszustwem, jeśli jest kłamstwem to nim jest i nazewnictwo nic tutaj nie zmieni. Takie są fakty. Kiedyś chrześcijaństwo opierało się dla mnie tylko na wybaczaniu, a zupełnie bagatelizowałam drobne grzeszki. "One i tak są, i tak będą, z czegoś w końcu muszę się spowiadać" - myślałam. Przypomniałam sobie jednak fragment z przypowieści o talentach, dokładniej cytat "Dobrze, sługo dobry i wierny! W małej rzeczy byłeś wierny, nad wieloma cię postawię." i popatrzyłam na niego w kontekście drobiazgów, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Nie jest łatwo zrezygnować z wpisania się w miejsce, które zostało puste przez nieobecność na wykładzie; trudno się powstrzymać przed samodzielnym wypełnieniem ankiet do pracy, gdy wiem, że potrzebuję jeszcze dziesięciu, a termin mnie goni; ciężko mówić prawdę mając świadomość, że konsekwencje będą bolesne. Jednak coraz częściej udaje mi się to robić, nawet, gdy słyszę "nie bądź taka drobiazgowa", "nie przesadzaj". Bo dla mnie to nie jest przesada. Dla mnie to jest rzeczywistość, w której chcę żyć - rzeczywistość nie z tego świata - i tylko ona ma dla mnie znaczenie.


KRÓLewna

2 komentarze:

  1. Tak, masz rację, każdy z nas zna takie sytuacje, bo jako ludzie, jesteśmy w pewnym sensie przystosowani do kombinowania i ułatwiania sobie życia. Lubimy się też wysługiwać innymi "wpisz mnie na listę" (bo ktoś jednak poszedł rano na wykład, na który nam nie chciało się wstać). Lubimy patrzeć na takie zachowania jako drobnostki, które (niby) nie mają wpływu na nasze życie. Tylko czym jest nasze życie, jeśli nie zbitkiem takich właśnie drobnostek? Wielkich wydarzeń w życiu jest kilka: nasze narodziny, narodziny rodzeństwa, jakiś ślub, jakiś pogrzeb, wygrana w totka u szczęśliwców. I tyle. A jednak trzeba umieć żyć pomiędzy tymi wielkimi wydarzeniami. Bo każdy ten drobny kawałeczek jest częścią wielkiej całości- naszego życia. Jeśli będziemy bagatelizowali je, z czasem zdamy sobie sprawę z tego, że nasze życie jest puste i jałowe. Dlatego, moim zdaniem, to dobrze, że jesteś drobiazgowa. Bo z takich drobiazgów, buduje się wielkie "rzeczy".

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówi się, że jak w małej rzeczy pozostanie się wiernym to i w dużej :) Często się słyszy, że się przesadza, albo że nic się przecież nie stanie jak mnie np. podpiszesz na liście... Ale przecież my jesteśmy nie z tego świata. Naszą ojczyzna jest Niebo, więc czemu mamy iść za tym co proponuje świat? Ciągle sie boimy co o nas powiedzą, że bedziemy uchodzić za tych "nawiedzonych"... A to moze byc po prostu wierność wypływajaca z miłości do Jezusa <3

    OdpowiedzUsuń