Lubię patrzeć na zdjęcia Audrey Hepburn. Miała świetną figurę i stylowo się ubierała. Do tego podobno była przemiłą osobą, ale tak naturalnie, nie w wymuszony i wkurzający sposób.

Lubię czytać książki Harlana Cobena. Dopiero poznałam tego autora, ale zakochałam się w jego pisarskim stylu od pierwszej strony. Moją miłość spotęgowało rozwikłanie zagadki na stronie ostatniej - zaskakujące i bardzo autentyczne.

Mam taką bliską koleżankę... dobra, ona mnie nigdy nie zawiodła, więc chyba mogę ją nazwać przyjaciółką. Przepięknie śpiewa, studiuje na akademii muzycznej.
Mam też kumpelę, która właśnie zwiedza Azję. Dostaję od niej śliczne zdjęcia. Od lat marzyła o zwiedzaniu.
Inna jest w trakcie ogarniania pieniędzy na otwarcie szkoły. Jeszcze inna robi doktorat. Kolejna przeniosła się do pięknego dużego miasta, a inna maluje przepiękne obrazy.

Ja jeszcze nie poszłam szlakiem świętego Jakuba do Santiago de Compostela. Jeszcze nie udało mi się śpiewać w knajpie do kotleta (tak, to jedno z moich ogromnych marzeń). Jeszcze nie wyprowadziłam się z domu. Jeszcze nie napisałam książki. Jeszcze nie zwiedziłam świata. Jeszcze nie nauczyłam się tańczyć. Nie otworzyłam szkoły. Nie wypracowałam kaloryfera na brzuchu. Nie piszę felietonów do gazet. Nie upiekłam Wu-Zetki.
Jeszcze.

Albo po prostu dziś jest kiepski dzień, bo już prawie tydzień leżę w łóżku z anginą, albo po prostu jestem człowiekiem, który strasznie narzeka. I potrafi tylko pisać dennego bloga o tym, czego nie zrobił w swoim życiu, a co mu się marzy. Czasem mam wrażenie, że robię to jedynie w celach terapeutycznych, ewentualnie, żeby nie zapomnieć jak się buduje zdanie.

Dwa lata temu dostałam od Mikołaja (świętego oczywiście) książkę "Jak zostać pisarzem".
Jeszcze jej nie otworzyłam.

Należę do ludzi, którzy powinni zapadać w zimowy sen, bo gdy za oknem jest szaro i zimno, nie są w stanie funkcjonować.
Z kolei wszystkie ciepłe i słoneczne miesiące lecą zbyt szybko i nawet się nie orientuję, że mogłam tyle zrobić. No ale już za późno, bo przychodzi jesień i tak w kółko.

Zastanawiam się, czy jestem człowiekiem, który nigdy nie spełni swoich pragnień, bo nie jest na tyle odważny/silny/zdeterminowany, żeby wykonać choć ten pierwszy krok. Potrafi tylko - właściwie ja potrafię - czytać książki i oglądać zdjęcia z nadzieją, że kiedyś, w jakimś odległym lepszym czasie, gdy będę miała więcej magicznego czegoś zwanego "motywacją", to wszystko, o czym marzę, stanie się rzeczywistością.

Ja wiem, że ciężka praca, że trzeba zacząć, że kiedyś będę żałować, że tego nie zrobiłam... wiem. Ale nie umiem. Nie umiem, nie potrafię, nie wiem, najwyżej będę nieszczęśliwa. Tzn. generalnie jestem szczęśliwa. Tylko czasami trochę mi smutno, że taki we mnie tkwi potencjał, a ja to marnuję bezczelnie.

Tymczasem mam 25 lat (i pół... mam wrażenie, że ta liczba trochę zaczyna mi doskwierać), jestem na stażu (więc nawet nie mam prawdziwej pracy) w sekretariacie i jedyne, co jestem w stanie zrobić, to dwadzieścia przysiadów dziennie.

No ale nie mogę od siebie zbyt wiele wymagać. Przecież mam anginę.

KRÓLewna

Brak komentarzy